sobota, 9 marca 2019

24. Te najważniejsze cz.2

Dzisiaj opiszę Benka w Szewcach, na Trzek jednak poświęcę osobny post :D Stajnia Stowarzyszenia Benek była moją drugą. W porównaniu do Atrium można było tu poświęcić czas na siedzenie przy padokach i patrzenie na rumaki, zawsze można było z czymś też pomóc. Jeździłam tam od 2011 do 2013. Nie jeździłam za często, a z braku hali zimą absolutnie mnie tam nie było. Ale jednak troszkę tam bywałam :D

1. Bator



W sumie nie wiem co sobie uroiłam na jego punkcie :D Stał sobie taki trochę zapomniany w boksie z padokiem z tyłu, trochę miał skołtunioną grzywę. Razem z Zosią poświęciłyśmy mu godzinkę i zrobiliśmy z niego księcia. Jest to walijczyk, został sprzedany i nie wiem co się z nim teraz dzieje. Ale myślę, że trafił w dobre miejsce. Nie chciano go dać byle komu.

2. Diva

Hubertus 2011

To była moja ulubienica w pełnym tego słowa znaczeniu. Ponoć była wiekową kobyłką ale na niej mi się świetnie jeździło. Miałam na niej jedyne w Benku skoki raz. I poszło mi naprawdę spoko!



W galopie dosłownie płynęła, była niezwykle wyczulona na pomoce. Na niej jechałam też swój pierwszy teren hubertusowy! Zdjęcie z tego wydarzenia macie trochę wyżej.

Niestety nie było mi dane na niej za często jeździć.

3. Junior

Tego hucuła miałam po uszy i serdecznie dość :P Jeździłam na nim naprawdę często. Pamiętam go jako niesamowicie upartego kuca z którym trzeba było się trochę pomęczyć aby cokolwiek uzyskać. Czy mnie czegoś nauczył? W sumie nie wiem. Ale pamiętam tego cwaniaka aż za dobrze.



Kolejna notatka będzie poświęcona trzekowym rumakom a po niej koniury z Góry i zaczynamy kolejną seryjkę o rozetach.

Dziękuję za miłe komentarze jakie otrzymuję pod każdym wpisem, uwielbiam czytać Wasze opinie, przemyślenia, uwagi oraz Wasze historie :D 

poniedziałek, 4 marca 2019

23. Byle do końca - zawody w Stajni Góra 13

Ciśnij Lena, ciśnij!


W niedzielę (wczoraj) odbyły się pierwsze zawody wewnętrzne w SG13. Po długich rozmyślaniach postanowiłam wystartować. Przygotowania się zaczynały o 11:30 ale jak dojechałam do stajni około 11:00 to już było sporo ludzi :D Tak wyglądał mój zestaw startowy:


Przywitałam się z Lencią i zaczęłam ją szczotkować i czesać. Z tego miejsca dziękuję moim dwóm "luzaczkom": Julii i Zosi! Bez was nie wyrobiłabym się w takim zawrotnym tempie :D

Za każdym razem jak widzi telefon musi go obniuchać

I dzięki wyrobieniu się tak sprawnie mogłam obejrzeć część skokową.


Emocji było sporo, dla większości uczestników były to pierwsze zawody. To samo z końmi :D Nagrody oczywiście były pucharowo-rozetowe (+ kuferki smakołyków dla koni).



Po zdjęciu parkuru rozpoczęła się część ujeżdżeniowa. Czyli nasza! Najpierw wspólna rozgrzewka i przedstawienie zawodników. Byłam najstarsza w tej grupie :D Pierwszy raz w sumie jechałam na koniu w okularach! Albo drugi... W każdym bądź razie na pewno pierwszy od wielu lat.


Niektórzy uczestnicy byli prowadzeni w ręku, niektórzy startowali samodzielnie. Ja oczywiście dałam radę bez pomocnika :D


I wystartowałam jako piąta. No.... nie tak sobie wyobrażałam ten przejazd. Ale taka jest Lenka: z nią trzeba naprawdę stanowczo i bez ustępstw.

Wyglądamy na tym zdjęciu jak dwa klopsiki


I ukłon na koniec. Przejechałam program do samego końca bez pominięcia żadnego z elementów! Byłam z siebie i Lenki taka zadowolona (mimo błędów), że głaskaniu i buziakom w grzywę nie było końca :D


I po ostatniej parze dekoracja. Niby nie liczyłam na jakiekolwiek miejsce ale wiadomo - jak się człowiek stara a potem nie staje na podium trochę smutno.


Tak jak napisałam: mimo porażki byłam zadowolona. Porażka w kwestii miejsca, sukces w kwestii psychicznej - poprzednich zawodów nie dałam rady ukończyć.


Moja mina na tym zdjęciu jest najlepsza w kosmosie XD

Ale rozetka jest! Kolejna do kolekcji :D


Po zawodach ogarnęłam konika jako ostatnia. Poprzytulałam, rozplotłam grzywę i rozczesałam, dałam przysmak (spróbowałam wykonać ukłon ale chyba nie do końca kuma czaczę) i do boksu. Jak wróciłam do stajni (Lena stoi w drugim bloku) to nikogo już nie było.


Bo wszyscy byli w świetlicy! Tam czekał na nas kominek i kiełbaski i słodkie. Szczególnym sentymentem z łezką w oku wspominam "misie z miękkim brzuszkiem". Kocham mięciutkie ciastka z budyniem!


Wszyscy z zawodów wrócili szczęśliwi, uśmiechnięci: było fajnie i bezpiecznie. Może następnym razem pójdzie mi lepiej?

I tak na koniec: może byście chcieli taką podróż po moich rozetach która za co? Oczywiście po ostatniej części najważniejszych koni :D