środa, 9 stycznia 2019

22. Te najważniejsze cz.1

W tej i następnej notatce opowiem o koniach, które w moim życiu znaczyły naprawdę wiele. Jedne z ważnego powodu, drugie po prostu ukradły mi serce i nie oddały do dziś :D

Dziś pokażę Wam te z moich początków w jeździectwie: Atrium Swarzędz (2008 - 2011?).

1. GROSZEK



Jest to koń od którego zaczęłam przygodę z jeździectwem. Jest to mieszanka konika polskiego i folbluta, do tego nie widzi chyba na lewe oko. Na lonży to jednak aniołek. Pamiętam, że ciężko się na nim galopowało na stronę na którą nie widział, raz w nie mogłam wyhamować i spadłam w słup... Ale Grocha wspominam dobrze. Ciekawe czy jeszcze żyje: jest urodzony w 1991 roku. I chyba miałam na nim pierwsze skoki...


A ten palcat mam do dziś!
2. MOTYLEK



Jeden z tych kochanych kuców które miałam przyjemność spotkać. Na Motylku swoją przygodę z końmi zaczynał mój brat i bardzo go lubił. Jednak trzeba było na tego typa uważać, lubił odskoczyć w bok, ale to rzadko. No i pierwszy upadek (zdjęcie powyżej) polegał na tym, że przytuliłam się do Motyla, on pochylił głowę... resztę sobie dopowiedzcie :D I to podczas gdy stał!




3. METEOR


Na tym przystojniaku miałam pierwszy galop, uwielbiałam na nim skakać i w ogóle kochałam tego konia :D Z tego co pamiętam to miał jakieś problemy z kaszlem ale to już nie jestem pewna. Bardzo mu ufałam, jak możecie zobaczyć na zdjęciu niżej :D To był po prostu mój Mesio.




4. OSAD


To był mój ulubieniec do jazdy tuż obok Meteora. Osad to był koń - automat w zasadzie: jeden sygnał i jechał galopem, na przeszkody jechał sam. Bardzo często na nim jeździłam i... to chyba był błąd, niezbyt się nauczyłam kierować koniem na przeszkodę bo Osad robił to za mnie :/ Teraz z tego co wiem ma problemy z kręgosłupem i nie skacze, galopuje bardzo rzadko.



5. WALENCJA



W sumie... Nie wiem o co mi z nią chodziło :D Pierwszy raz weszłam do stajni i sobie ją upatrzyłam jako konia marzeń i po roku marzenie zrealizowałam i na nią wsiadłam. Chyba troszkę kulała, chyba miała coś z trzeszczkami? Nie pamiętam. Ale Wala była koniem do której się po jeździe przychodziło pogłaskać :D Jeździłam na niej chyba raz... No i Walencja urodziła źrebkę: Wenę, okres ciąży przypadał jakoś pośrodku mojej "kariery" w Atrium i pewnie dlatego nie miałam często okazji na niej jeździć.



I to w sumie koniec tych koni, które ukochałam sobie w Atrium Swarzędz. Dalsza część obejmie już 2 stajnie. Wiecie jakie? :D